Pan Tygrys i Pan Jaskółka czyli co zrobić z ostatnim tygodniem

Dziś krótka przypowieść o dwóch biegaczach – Panu Jaskółce i Panu Tygrysie.

Obydwaj mieli stanąć do ważnego biegu 29 maja 😉 Obydwaj rozpoczęli przygotowania miesiąc wcześniej. Obydwu pozostał do startu 1 tydzień.

Pan Jaskółka trenował bardzo skrupulatnie, pozostając w zgodzie z rozpiską. Jest napisane 6 km w tempie 6:00 na km to przebiegał (przefruwał?) dokładnie tyle w takim czasie. Jest dzień przerwy to wypoczywał, mimo tego, że nogi same mu biegały wieczorem w łóżku. Nie straszne mu były deszcze, upały czy żona, która patrzyła na te treningi coraz mniej łaskawym okiem. Konsekwencja i upór przynosiły efekty. Pan Jaskółka czuł, że urosły mu skrzydła i łapie w nie wiatr. Ten elektroniczny trener to chyba Żółwie powinien trenować, a nie Jaskółki. Albo niech się weźmie za leszcze  ; ))

Zupełnie odmienny styl przygotowań prezentował Pan Tygrys. Jego wiara we własną moc, i niezłe wyniki (wprawdzie sprzed kilku lat ale co tam) pomagały mu patrzeć na start i trening ze stoickim spokojem. W końcu kilka lat temu też się nie przygotowywał, a na bieg przyszedł na lekkim kacu. I pewnie to go dopingowało, żeby dobiec szybciej do wodopoju 😉 Nie to, że nie chciał trenować. Tak się tylko składało, że zawsze wyskoczyły jakieś pilniejsze sprawy. A to zapowiadali deszcz, a to upał się robił akurat kiedy miał wyjść pobiegać, a to małżonka zrobiła taką pyszną kolację, że grzechem byłoby ruszać się z tak pełnym żołądkiem.  A to robota, po której czuł się tak wypluty, że sama myśl o bieganiu 5 km wciskała go tylko głębiej w fotel. A to koledzy, którzy wyciągali go na ciężkie treningi w dwuboju nieklasycznym (podnoszenie kufla na przemian z podrywaniem się z kanapy przy sytuacji podbramkowej). A to … Ale w końcu się weźmie. Przecież jeszcze 3 tygodnie. 2 tygodnie. O został tylko tydzień.

Pan Jaskółka postanowił, że w ostatnim tygodniu przeskoczy na trening dla Orłów.  Przecież mówią, że warto dostosować trening do własnej formy. A skoro forma rośnie to przecież, nie będzie latał jak jakaś kaczka nielotka. Bo jak to wygląda, że w ostatnie dni (najważniejsze przecież) każą biegać coraz mniej?! I to w coraz wolniejszym tempie?! Nie po to ciężko harował, żeby teraz odpoczywać. Jest 8 km w 6:00 na km to biegnie 10 w 5:20 na km. Dzień przed biegiem odpoczywać albo truchtać? Przecież to najlepszy dzień na sprawdzenie formy. Lecę na maksa.

Pan Tygrys, jako poważne zwierzę postanowił wziąć się do roboty. Żadne tam takie. Jest trening to się dostosuje. Trochę go to zdrowia będzie kosztowało ale nie można się poddawać. Pierwszy dzień ostatniego tygodnia i proszę. Poszło jak z płatka. Trochę we wtorek nogi bolą ale jakby nie bolały to znaczy, że się oszczędzał. Po ostrym wtorku problemy z wchodzeniem na schody? Od czego zimne pivko jako lek na zakwasy. W końcu naukowcy tak piszą. Jeszcze tylko czwartek i piątek (zakwasy się coś słabo rozbiegują), soboty też nie wolno odpuszczać. I wreszcie niedziela.

W niedzielę spotykają się na starcie. Obaj jacyś tacy niewyraźni na pysku. Znaczy jakby kończyny ich bolały. I ciało takie jakieś wypompowane. Obaj zaczynają jednak z animuszem.  Jaskółka leci całkiem nieźle do połowy dystansu. Później jakby ktoś z niego wypuścił powietrze. Próbuje przyspieszać, a ten cholerny zegarek pokazuje, że zwalnia. Baterie szlag trafił czy co? I ten dystans jakby dłuższy? Coś Ci sędziowie się nie popisali.

Tygrys też nieźle zaczyna. Doping i adrenalina starcza jednak również na połowę. Później kolka, jakby skurcze jakieś. Serce wyłazi przez prawie ramię. Ciemno przed oczami. Nie da rady. Trzeba kawałek przejść. Jeszcze raz podrywa się do boju i znów po chwili kolka daje o sobie znać. I to jakby podwójna. O rany jeszcze tyle do mety??? Trzeba przejść na inną dyscyplinę – chód. A w przyszłym roku to weźmie się do roboty ….

Jaki jest morał z tych bajek?

Bieganie to najprostszy sport. I między innymi dlatego tak trudno się go trenuje.  Konsekwencja w trzaskaniu kilometrów, upór w trzymaniu się planu, elastyczność w dostosowywaniu go do napotkanych przeszkód. Wreszcie cierpliwość i zdrowy rozsądek, żeby nie przedobrzyć i poczekać do odpowiedniego momentu, bo tutaj nie da się pójść na skróty i przyspieszyć.

Brzmi znajomo?

Mądrzy ludzie to samo mówią o skutecznym inwestowaniu, wychowywaniu dzieci, udanych związkach i wielu innych dziedzinach w życiu.

Ale dość filozofowania. Wracając do ostatniego tygodnia. Nadrobić zaległości się nie da w tak krótkim czasie. Przeskoczyć na wyższy poziom wtajemniczenia również nie bardzo. Trzeba więc robić swoje. Biegać, wypoczywać, a ostatnie 2 dni wyraźnie zwolnić. Tak żeby zaczęło się gotować pod pokrywką (ups przepraszam przykrywką) ale żeby nie wykipiało 😉

Będzie dobrze!

 

 

Jeden komentarz

  1. I jeszcze trzeba dobrze-poprawnie biegać e..g.oddech, postawa, napięcie nóg, ilość powtórek i czasu, „pace” itp. Niby prosto czyli wyjść i biec ale zanim do tego dojdzie a później „keep on going/hold to it” uuf…

    Kate

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *